Waldek był pięćdziesięcioletnim inżynierem mechanikiem, mistrzem w swoim fachu. Bezdzietny, nieżonaty, dusza towarzystwa. Wspaniałe poczucie humoru sprawiało, że w warsztacie cieszył się sympatią kolegów, a fachowość sprawiła, że wśród klientów miał zasłużoną doskonałą opinię. Ciężka praca odcisnęła na jego ciele jednak piętno czasu. Głębokie bruzdy na twarzy, skóra jak papier ścierny a dłonie wielkie i twarde.
Piotr był młodszym kolegą Waldka. Dwadzieścia kilka lat, mieszkał z żoną, dopiero skończył studia na politechnice. W warsztacie stawiał swoje pierwsze kroki w zawodzie. Był zdolny i jako pomocnik Waldka sprawdzał się znakomicie. Nie miał jeszcze doświadczenia swojego szefa, ale robił szybkie postępy.
Waldek i Piotrek mieli jedną uświęconą tradycję. Zawsze, kiedy w telewizji wyświetlany był mecz reprezentacji, spotykali się u Waldka i przy piwku oglądali widowisko. Reprezentacja przeważnie przegrywała, ale tradycja była kontynuowana od tak wielu lat, że w końcu przestało chodzić o wynik, a chodziło o to, by w ciszy i spokoju posiedzieć, wypić piwko, pochrupać precle i odprężyć się. Przy okazji meczy Piotr mógł uciec od żony. Nie, żeby tego bardzo potrzebował, ale raz na jakiś czas dobrze mu to robiło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz