W końcu udało mi się odwiedzić kumpla ze studiów, z którym kontakt straciłem, kiedy wybudował dom i wyprowadził się z miasta. Po śmierci żony został sam w dużym domu i zaproponował synowi, żeby wprowadził się do niego wraz z małżonką. Dom był duży i mógł im oddać całe piętro, które było o wiele przestronniejsze od ich kawalerki. Jedynym problemem mogły być dojazdy do pracy, ale synowa pracowała w domu, a jej mąż był przedstawicielem handlowym, więc dużo podróżował. A w trasę można równie dobrze wyruszyć z poza miasta. Z przyjacielem nie widziałem się od pogrzebu, czyli już dobre dziesięć lat. Tym bardziej cieszyłem się z tych kilku dni, które dane mi będzie spędzić w jego gospodarstwie.
Przyjechałem we wtorek rano. Przywitałem się i zmęczony całonocną podróżą poszedłem pod prysznic, a następnie prosto do łóżka. Wstałem dopiero późnym popołudniem. Zszedłem na dół i zastałem przyjaciela zmywającego naczynia.
- Ach jesteś wreszcie. Mam nadzieję, że wypoczęty?
- Jasne. Trochę mi głupio, że tak długo spałem.
- Nonsens. Też lubię uciąć sobie drzemkę. Zjesz coś?
- Umieram z głodu.