Przyłapałem narzeczoną na zdradzie. Normalnie wszedłem do mieszkania, a na kanapie w salonie jakiś typ posuwał ją na pieska. Zupełnie nie wiedziałem co z tym zrobić, bo chociaż oczywiście przerwali, nie próbowali ukryć się ani uciekać (a tak to chyba powinno wyglądać), tylko siedzieli nago i patrzyli na mnie dysząc jeszcze. Zanim moment dramatyzmu minął, powiedziałem tylko:
- Rozumiem, że z nami koniec? Zrywamy zaręczyny?
A ona odparła:
- Nie, dlaczego?
- Chcesz być z nim - powiedziałem ze zdziwieniem. Wtedy odezwał się koleś.
- No coś Ty! Ja mam żonę!
I znów nie wiedziałem co mam zrobić. Powiedziałem więc:
- Ok, wychodzę na pół godziny. Jak wrócę, bądźcie już umyci i ubrani. Musimy porozmawiać. Jeśli odpowiecie szczerze na moje wszystkie pytania, może coś z tego będzie.