wtorek, 4 kwietnia 2023

O co gracie?

Jak co środę, graliśmy w akademiku w tysiąca. Tak jak niektórzy organizowali wieczory gier, by rozegrać kilka partii w modne ostatnio planszówki, ja i dwóch moich kumpli grywaliśmy w tysiąca. Ten wieczór jednak, miał się okazać punktem zwrotnym w historii "wieczorów gier", a to za sprawą Sabiny.

Sabina była długonogą brunetką. Nie była najładniejszą dziewczyną, ale też niczego jej nie brakowało. Gdyby nie długie nogi, byłaby zupełnie zwyczajna. No i jeszcze zamiłowanie do rozróby. Codziennie chodziła po pokojach w poszukiwaniu atrakcji. Wbijała na piwo do leserów z końca korytarza, przynosiła ciastka zjaranym hipisom z drugiego piętra albo tańczyła z lesbami z parteru. Tym razem wpadła do nas.

Drzwi otworzyły się nagle na oścież i pojawiła się Sabina. Mimo tego, że był to środek tygodnia, była pijana.
- Cześć chłopaki!
- Cześć Saba, co tam? - odparłem, bo znałem ją najlepiej z towarzystwa.
- Wpadłam do was na drinka. Nikt nie chce się ze mną napić, bo środek tygodnia. A ja czwartki mam wolne!
- No to sorry, bo my mamy zajęte i nie możemy usypiać na wykładach.
- Kicha - powiedziała smutno, a potem od razu zmieniła ton. - A o co gracie?

Popatrzyliśmy po sobie, bo nie graliśmy o nic. Na kasę nie chcieliśmy, bo żaden z nas nie miał na zbyciu. 
- Chyba dla przyjemności - odpowiedziałem.
- Bzdura - zakrzyknęła dziewczyna. - Obciągam temu, kto wygra!
I tak właśnie gra zrobiła się ciekawsza...

Musze przyznać, że Sabina nie rzucała słów na wiatr. Ostatnie rozdanie miało miejsce kwadrans później, a punktacja wskazywała na to, że właśnie dobiłem do tysiąca. Jako pierwszy. Kiedy Sabina się dowiedziała, pchnęła mnie na łóżko i zaczęła zdejmować mi spodnie. Opierałem się, mówiąc chłopakom, żeby zostawili nas samych, ale oni tylko uśmiechali się głupkowato. Sabina za to była nad wyraz sprawna w rozpinaniu rozporków. Kiedy zorientowałem się, że to nie żarty, mój wyposzczony fiut, który od miesięcy nie zaznał seksu, stwardniał w mgnieniu oka i wyprostował się imponująco. 
- To rozumiem - powiedziała Saba i zaczęła ssać. A ssała doskonale (chyba, że to abstynencja tak wpłynęła na mój osąd). Za każdym razem wbijała sobie parówę w gardło, wydając przy tym odgłos dławienia i oblepiając fiuta śliną. Mógłbym tu napisać, że wytrzymałem długo, żeby Wam zaimponować (przecież i tak byście nie sprawdzili), ale prawda jest taka, że wystrzeliłem po zaledwie dwóch minutach. Spuściłem się za to głęboko w jej gardło, przytrzymując jej głowę i zmuszając, by połknęła.
- Kurwa! - powiedziała, kiedy ją puściłem.
- Sorki - odpowiedziałem dochodząc do siebie.
- Spoko, rozumiem - powiedziała z uśmiechem, ścierając rękawem ślinę, która ciekła jej po brodzie. - Lecę dalej!

Otworzyła drzwi i ruszyła korytarzem, a wtedy Tomek przytomnie wyjrzał za nią i krzyknął:
- Jakby co, to za tydzień też gramy, więc jeśli masz wolne w czwartek, to jakaś flaszka dla Ciebie się znajdzie...
Nie odwróciła się, ale podniosła za siebie dłoń z kciukiem wyciągniętym do góry, dając mu nadzieję.

Brak komentarzy: