środa, 5 września 2018

Mężczyzna w Domu

Sabina nie miała wielkich aspiracji. W szkole uczyła się pilnie, ale oceny miała przeciętne. Na studia poszła, ale bez przekonania. Kiedy poznała Mirka, odpuściła sobie dalszą naukę i przyjęła rolę żony i matki, czyli kury domowej. I to jeszcze zanim się pobrali i pojawiły się dzieci. Tak była nauczona. To wyniosła z domu. Nie skarżyła się na swój los, nawet wtedy, kiedy Mirek coraz częściej po pracy zalegał na kanapie z piwem w ręku, a ona zajmowała się dwójką dzieci, gotowaniem, sprzątaniem, praniem, prasowaniem... całym tym zestawem zadań, tradycyjnie przypisywanych kobietom - tak uważała. Dla siebie miała wieczory, gdy dzieci były w łóżkach, a mąż przysypiał na kanapie. Wtedy czytywała romanse i oddawała się fantazjom.

                    

Właściwie nigdy nie oczekiwała od Mirka niczego szczególnego, ale złościło ją, że drzwi do szafki pod zlewem są obluzowane, że zawiasy w drzwiach łazienki skrzypią, że na ścianie w przedpokoju pojawił się brzydki zaciek. Naprawy domowe, których ich lokum wymagało, uznawała za czynność typowo męską. A Mirek jakby nie uważał, że są potrzebne. Jakby nie zauważał tych drobnych usterek. To złościło Sabinę, ale nie potrafiła nic z tym zrobić. Pewnego dnia wpadła jednak na pomysł.

Tego wieczora, do Mirka przychodził kolega Robert. Kumpel z dawnej, lepszej pracy. Facet kulturalny, przystojny i oczytany. Taki, o którym Sabina zawsze myślała, że zasługuje na kobietę lepszą od niej samej. Ale Robert nie miał żadnej kobiety i to już od lat. Sabina nie wiedziała dlaczego.

Rzecz w tym, że Mirek przy Robercie zachowywał się zupełnie inaczej. Zgrywał twardziela, pana domu, panującego nad sytuacją. Chciał wyglądać na lepszego niż był. Dlatego właśnie Sabina wykorzystała ten dzień na wcielenie w życie swojego planu. Zamierzała zagrać na ambicji męża.

A zatem, gdy panowie rozsiedli się przed telewizorem, by obejrzeć mecz, Sabina zeszła do piwnicy. W przerwie meczu była gotowa.

- Mirek - krzyknęła z kuchni. - Prądu nie ma w gniazdku nad blatem.
- Użyj innego - odkrzyknął mąż. Odczekała chwilę.
- W innym też nie ma prądu.
- Pewnie korki - krzyknął, ale nawet się nie ruszył. 
- Mógłbyś sprawdzić?
- Po meczu!
"Cholera" pomyślała. Wszystko na nic. Liczyła na to, że Mirek będzie chciał zaszpanować przed przyjacielem, a dalej jakoś pójdzie. Wtem, zaskoczył ją głos, dobiegający z przejścia między kuchnią a pokojem telewizyjnym, szumnie zwanym przez domowników "salonem".
- Ja mogę się tym zająć, jeśli chcesz.
- Robert, ależ nie, nie trzeba. Sama mogę.
- Nonsens. To męska robota. Korki macie w piwnicy?
- Tak. Pokażę Ci.
- Mirek, - krzyknął Robert - idziemy z Sabiną do piwnicy zająć się tymi korkami.
- Dobra! To ja skoczę do klopa.
I na tym zakończyła się ta wymiana zdań, a wraz z nią nadzieje Sabiny na przemianę męża.

W piwnicy było ciemno. Żarówka wymagała wymiany, ale oczywiście nie miał się kto tym zająć. Sabina trzymała więc w dłoni malutką latareczkę i przyświecała Mirkowi, stojącemu na chybotliwym stołeczku, który zwykle musiał unieść jedynie ciężar niewielkiej pani domu. Nic więc dziwnego, że pod dobrze zbudowanym Robertem stołeczek stękał i chwiał się. Mężczyzna jednak niezrażony grzebał coś w szafeczce z korkami. Chwilę mu zajęło zorientowanie się w sytuacji, ale gdy znalazł właściwy obwód, pstryknął i powiedział "gotowe". W tej samej chwili jednak zachwiał się i oparł na tym, co było pod ręką. Pech (lub szczęście) sprawił, że była to niewielka, ale za to bardzo jędrna pierś pani domu, która tego właśnie dnia pod fartuczkiem, sukienką i bluzeczką nie miała na sobie stanika. Robert oparł się więc, Sabina jęknęła, a latarka zgasła. Następnie nastąpiło nieco rumoru, a gdy ucichł okazało się, że Robert spadając wykręcił się tak, by nie upaść na panią domu, wskutek czego pociągnął ją na siebie i teraz leżeli razem w całkowitej ciemności. 

- Nic Ci nie jest? - głos Roberta był cichy.
- Nie - szeptem odpowiedziała Sabina. - A Tobie?
- Nie żartuj. Prawie nic nie ważysz.
Sabina odetchnęła ciężej, jako że jej dłoń opierała się na Mirku w miejscu, które właśnie zaczęło się robić twardsze.
- Dlaczego tu właściwie nie ma światła?
- Mirek miał wymienić, ale wiesz, jaki on jest.
- Tak... znaczy, domyślam się, co masz na myśli.
- No właśnie. Niewiele z niego pożytku. Znaczy, ostatnio. Znaczy, w domu.
- Rozumiem. Wstajemy?
- Tak, jasne, przepraszam - Sabina zorientowała się, że leżąc na gościu uniemożliwia mu powrót do pozycji pionowej - tylko... 
- Tak?
- Chyba wcale nie chcę. Możemy jeszcze chwilę tak poleżeć.
- Oczywiście... To dość niespodziewane, ale... muszę powiedzieć, że z przyjemnością.

Dłoń Sabiny powoli przesunęła się w ślad za umykającym spod ręki wciąż twardniejącym organem. Na tyle powoli, że ktoś mógłby uznać to za przypadek. Jednak tym kimś nie mógł być nikt z obecnych. Ich usta spotkały się w ciemności i Sabina pomyślała, że oto przez chwilę jest na miejscu tej lepszej od siebie kobiety. Tej, która zasługuje na takiego faceta jak Robert. I zapragnęła przedłużyć ten moment. Na szczęście mężczyzna nie oponował.

Całowali się dłuższą chwilę i Sabina ze zdumieniem stwierdziła, że oto dłoń nie spoczywa już na rozporku, ale na ciepłym, pulsującym kawałku aksamitnego penisa, a do tego przesuwa się w górę i w dół. Przysięgła by, że nie wie, jak i kiedy znalazł się w jej dłoni, gdyby nie to, że pamiętała doskonale walkę z upartym suwakiem, kiedy Robert wsuwał dłoń pod jej bluzkę, pokonawszy uprzednio zakosami fartuszek i sukienkę, a wszystko to nie odstępując ustami od jej ust. "Tak to właśnie powinno wyglądać" pomyślała. Ale na co dzień nie wyglądało. Postanowiła to sobie odbić.

Jak na komendę ich usta odsunęły się od siebie, a następnie te męskie skierowały się do oswobodzonych własnie spomiędzy warstw ubrania sutków. Pozycja nie była wygodna, ale Sabina miała to gdzieś. Robert najwyraźniej też. Jęknęła, kiedy złapał ją zębami. Natychmiast zapragnęła także mieć coś w ustach. Naturalnie wiedziała już co.

Nie robiła tego z mężem często - ot w urodziny i rocznicę ślubu. Ale przy Robercie było inaczej. Czuła męski zapach jego penisa i aż się śliniła, by poczuć także smak. Nachyliła się - leżąc na gościu nadal panowała nad sytuacją - i wsunęła sobie obcy członek w usta. Obciągnęła go raz i drugi i jej ciałem wstrząsnął dreszcz, jakby miała orgazm. To było złe. To było okropne i nieuczciwe. Ale było też wspaniałe i bardzo podniecające. Zaczęła go ssać, wkładając sobie tak głęboko, jak tylko się dało. I czuła się wspaniale.

- Nie tak ostro - wyszeptał Robert po chwili.
- Przepraszam, - odparła skruszona - zabolało Cię?
- Nie o to chodzi. Jeśli nadal będziesz tak robić, skończę.
- Kończ, jeśli masz chęć - odpowiedziała, sama zdumiona swoją zuchwałością.
- A nie miała byś ochoty, no wiesz.

Zaskoczył ją. Dotychczas myślała, że mężczyzna, gdy dostaje od kobiety tę pieszczotę, nie potrzebuje już niczego innego, a ten chciał być w jej wnętrzu.. Pewnie, że miała ochotę. Czym prędzej ściągnęła majtki, a jej przyspieszony oddech zdradzał skrajne podniecenie. Dosiadła go i natychmiast odleciała.

Robert uwielbiał seks. Uprawiał go często i z przyjemnością. Nigdy jednak nie miał partnerki tak namiętnej, tak chętnej i takiej, która tak szybko by dochodziła. Czuł na penisie skurcze, które i jego doprowadzały do szaleństwa, a jednak z zaciśniętymi zębami uniósł kochankę do góry i posuwał biodrami, by dać jej jeszcze więcej rozkoszy. Nie widział jej z powodu ciemności, ale słyszał jej urywany oddech i wiedział, że cały czas szczytuje. Ledwo wytrzymywał, ale chciał, żeby Sabinka, niepozorna żona kumpla, zaznała tej przyjemności, której mąż, najwyraźniej, jej szczędził. W końcu jęknęła przeciągle, choć nadal cicho i zwiotczała.

- Już? - zapytał.
- Tak. Dziękuję. Ja już dawno...
- Ja też jestem bardzo blisko.
- Och, przepraszam! 
- No coś Ty - oponował, ale gospodyni już zjechała w dół, a jej usta zacisnęły się na mokrym członku. "Jakim cudem znalazła go tak szybko?" - pomyślał jeszcze, a potem zalała go fala rozkoszy.

Ledwo zdążyła połknąć, kiedy drzwi do piwnicy otworzyły się i rozległ się głos Mirka
- Jesteście tam? Wszystko ok?
- Tak tak. Drobne problemy - odparł Robert, dopinając w półmroku rozporek. Sabina także doprowadzała się do porządku.
- To wracaj na górę, bo mecz się zaczął - odparł głos, a potem drzwi się zamknęły i znów zapanowała ciemność. Roześmieli się cicho i gdy tylko znaleźli zapałkę, ruszyli po schodach na górę.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

No łał łał!
Zupełnie nie spodziewana opowiadanie. Zupełnie nie w Twoim stylu. Takie... spokojne i czułe, namiętne. Miła odmiana. Będzie ciąg dalszy? Ale tak tu, a nie na VIP?
bbbbbq

Bler pisze...

Ćwiczę różne style. Cieszę się, że to widać :)