wtorek, 17 września 2013

Biwakowcy


Dawno temu, kiedy modne były jeszcze wyprawy pod namiot, a szczytem luksusu były domki letniskowe, zabrałem żonę na biwak. Jako młode małżeństwo na dorobku, spakowaliśmy namiot, śpiwory, plecaki z wałówką i ciuchami i ruszyliśmy autostopem. Na mazurskie pole namiotowe dotarliśmy dopiero późnym wieczorem, ale w końcu byliśmy na wakacjach. Po ciemku rozbiliśmy namiot i poszliśmy spać. Następnego dnia okazało się, że poza nami w ośrodku są tylko trzej wędkarze, których namiot rozstawiony jest niedaleko, tuż obok ich zielonego wartburga. Panów widzieliśmy tylko skoro świt, gdy szli z wędkami na drugą stronę jeziora, gdzie podobno było najlepsze łowisko. Zauważyliśmy też, że nocą rozbity namiot nie jest idealny, ale postanowiliśmy się tym nie przejmować, tylko iść popływać.


Nad wodą spędziliśmy prawie cały dzień, bo chociaż pod koniec sierpnia pogoda była zmienna, to trafił się prawdziwie słoneczny dzień i żal było go nie wykorzystać. Leżeliśmy więc na plaży, kąpaliśmy się w jeziorze a potem znów suszyliśmy na plaży. Dopiero późnym popołudniem głód zagnał nas na biwak. Można powiedzieć, że dotarliśmy w ostatniej chwili, bo nagle zachmurzyło się i po chwili lunął deszcz. Siedząc w namiocie śmialiśmy się z tego, ale kilka chwil później, gdy zaczęły walić pioruny nie było nam już do śmiechu. Zerwał się wiatr, więc namiotem miotało na wszystkie strony, aż w końcu nieudolnie rozstawiona konstrukcja poddała się i namiot runął. Znaleźliśmy się pod gołym niebem i przez krótką chwilę mocowaliśmy się w strugach deszczu z linkami i śledziami, ale sytuacja wyglądała beznadziejnie. W tym momencie usłyszeliśmy za sobą wołanie - to panowie wędkarze krzyczeli do nas z Wartburga. Ich namiot też się złożył i przenieśli się do samochodu. Pobiegliśmy do nich przez kałuże. Pan Witek z przedniego siedzenia pasażera otworzył tylne drzwi mojej żonie i wskoczył za nią, więc czym prędzej zająłem jego miejsce z przodu. W samochodzie paliła się lampka pod sufitem, a panowie byli w szampańskich nastrojach za sprawą flaszki, z której właśnie częstował mnie kierowca - pan Ryszard. Zauważyłem, że Witek nalewał z tyłu trunek do kubeczka, przeznaczonego dla żony. Zauważyłem coś jeszcze - przemoczona bluzka żony jedynie uwydatniała jej biust - po powrocie do namiotu zrzuciliśmy mokre kostiumy i nie myśląc o wychodzeniu wskoczyliśmy w cienkie ubrania, które teraz przemoczył deszcz. Jej piersi były doskonale widoczne dla mnie, a więc i dla pozostałych panów. Moje rozmyślania przerwał podstawiony kieliszek.
- Rysiek - powiedział pan Ryszard, więc także się przedstawiłem. Ucałowaliśmy się w oba policzki. Trunek był mocny, chyba własnej roboty. Spojrzałem za siebie. Moja żona właśnie całowała się z Witkiem po spełnieniu toastu. Nie żałował sobie i całował ją w usta. Nieco zbyt długo, ale przecież trudno go winić. Ela była śliczną dziewczyną, a do tego jedyną w tym gronie. Po chwili jej kieliszek napełnił się znowu i przedstawił się jej trzeci z panów - ten którego imienia nie dosłyszałem rano.
- Mietek, bardzo mi miło - powiedział i zaczął całować Elę. Nie mogłem się temu przyglądać, gdyż w tej chwili przepił do mnie Witek. Na koniec zapoznałem się z Mietkiem, a Ela z Ryśkiem i ze zdziwieniem stwierdziłem, że już kręci mi się w głowie. No tak - żadne z nas nie zdążyło jeszcze zjeść, a tak mocny alkohol na pusty żołądek działa błyskawicznie. Jakże było jednak odmówić naszym wybawcom? Nalewali, więc piłem. Cieszyłem się, że Elę oszczędzali nalewając jej po pół kieliszka. W pewnej chwili straciłem rachubę czasu i tylko śmiałem się wraz z innymi i wodziłem dookoła mętnym wzrokiem. Spojrzałem do tyłu i zobaczyłem żonę całującą się raz z jednym, raz z drugim z panów. Przy tym każdy z nich ściskał w ręku jedną z jej piersi. Chciałem zaprotestować, ale wtedy Rysiek nalał mi kielicha i zaprzątnął moją uwagę. Gdy ponownie spojrzałem do tyłu, Witek wczepiony był w usta Eli, która zupełnie nie protestowała, a nawet oddawała się tym zabiegom z przyjemnością tym większą, że bluzeczkę miała podciągniętą do góry, a Mietek przyssał się do jej jędrnego suteczka. Zawirowało mi w głowie, ale nic nie powiedziałem. Rysiek mówił coś do mnie, ale nawet już go nie słyszałem. Nie mogąc się ruszyć patrzyłem jak Ela kończy namiętny pocałunek, jak Witek rozpina rozporek i wyjmuje swoją owłosioną pałę, a Ela z uśmiechem pochyla nad nią głowę. Jej włosy zakryły mi widok, ale patrząc jak Witek odchyla głowę do tyłu, widząc jego błogi wyraz twarzy mogłem się domyślić wszystkiego. Odpłynąłem.
Kiedy oprzytomniałem, za oknem nadal szalała burza, choć niewiele było widać przez zaparowane szyby. Rysiek spoglądał do tyłu, gdzie Ela, co teraz było widać dokładnie, gdyż jej włosy ściśnięte były silną męską dłonią, obciągała Mietkowi siedząc bokiem, z czego skwapliwie korzystał Witek, dobierając się do jej cipeczki. Majtek nie miała już na sobie i wyraźnie próbowała pomóc mu wniknąć do środka, choć ciasnota tylu wartburga bardzo jej to utrudniała. W końcu Witek zniecierpliwił się, otworzył drzwi i wyskoczył na deszcz. Teraz Ela wypięła się, wystawiając dupkę w stronę otwartych drzwi a Witek jednym pchnięciem znalazł drogę do wilgotnej cipki i wbił się w nią. Nie wiem jakim cudem udały się Eli te wszystkie manewry, biorąc pod uwagę to, że przez cały czas była dociskana do fiuta Mietka, ale ani na moment nie wypuściła jego kutasa z ust. 
Zrozumiałem, że jestem najbardziej pijany w aucie, gdy Rysiek także wyskoczył na zewnątrz i otworzył tylne drzwi od strony Mietka. Jego penis znalazł się na wysokości wzroku mojej żony, a Mietek nie wypuszczając jej włosów nakierował usta Eli na fiuta kolegi. Ku mojemu zdziwieniu zupełnie się nie opierała, a wręcz z przyjemnością malującą się na twarzy wysunęła języczek i zaczęła lizać nowego kutasa. Przybliżając się do niego, jednocześnie oddaliła się od Witka, który nie mógł jej w tej pozycji pieprzyć. Przez chwilę próbowali zmienić pozycję, ale ciasnota najwyraźniej im przeszkadzała. W końcu wyciągnęli Elę z samochodu i zostałem sam we wnętrzu wartburga. Otworzyłem okno - tylko na to było mnie stać w tym stanie - tylko po to, by zobaczyć, jak żonka dosiada witka leżącego wprost na mokrej trawie, a Mietek i Rysiek stoją z wyprężonymi kutasami obok. Ela brała w usta raz jednego raz drugiego, cały czas nie zapominając o ujeżdżaniu tego, który głęboko penetrował jej cipkę. Teraz i mnie zaczynało się to widowisko podobać, choć sam nie wiem dlaczego. Byłem bardzo pijany, ale krew już zaczynała we mnie szybciej krążyć i cała senność minęła. Nastąpiła zmiana i teraz kierowca Rysiek legł w trawie. Ela przesiadła się na innego fiuta i aż jęknęła. Widocznie kutas Ryśka był większy niż poprzednika. Pozostałe penisy nadal na zmianę trafiały do jej ust. Gdy panowie zarządzali następną zmianę, okazało się, że nic z tego - obrabiany właśnie przez Elę ustami Mietek jęknął i nagle było po wszystkim. Jedynym śladem jego aktywności była wypluwana właśnie przez Elę biała sperma. Rysiek przyspieszył ruchy, a Witek wbił się w usta mojej żony i przytrzymał jej głowę tak, że nie mogła wyswobodzić ust. Plądrowali ją obaj w zawrotnym tempie, gdy na tylne siedzenie wcisnął się Mietek, zamykając drzwi.
- Niezła ta Twoja Ela - zagaił. Nie miałem nawet siły nic powiedzieć, skinąłem więc głową. Robiło mi się niedobrze. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam były jednoczesne jęki Ryśka i Witka, którzy spuszczali się prawie w jednej chwili odpowiednio w cipce i w ustach mojej Eli. Potem nadeszła ciemność.

Gdy się obudziłem w zawalonym namiocie był ranek. Ela właśnie się ubierała. Po nocnych przygodach nie było śladu. Nie było też wartburga wędkarzy, ich namiotu, wędek, niczego. Na polu namiotowym byliśmy zupełnie sami. Spojrzałem na Elę. Wyglądała na zadowoloną, kiedy podśpiewując zaczęła przygotowywać śniadanie. Na wszelki wypadek postanowiłem przemilczeć wczorajsze wydarzenia. Kac był nie do zniesienia.

Brak komentarzy: