Dawno temu, kiedy modne były jeszcze wyprawy pod namiot, a szczytem luksusu były domki letniskowe, zabrałem żonę na biwak. Jako młode małżeństwo na dorobku, spakowaliśmy namiot, śpiwory, plecaki z wałówką i ciuchami i ruszyliśmy autostopem. Na mazurskie pole namiotowe dotarliśmy dopiero późnym wieczorem, ale w końcu byliśmy na wakacjach. Po ciemku rozbiliśmy namiot i poszliśmy spać. Następnego dnia okazało się, że poza nami w ośrodku są tylko trzej wędkarze, których namiot rozstawiony jest niedaleko, tuż obok ich zielonego wartburga. Panów widzieliśmy tylko skoro świt, gdy szli z wędkami na drugą stronę jeziora, gdzie podobno było najlepsze łowisko. Zauważyliśmy też, że nocą rozbity namiot nie jest idealny, ale postanowiliśmy się tym nie przejmować, tylko iść popływać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz