poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Monika w samochodzie


Za czasów liceum chodziłem ze świetną laską. Miała na imię Monika i była najfajniejszą dupą w szkole - wszyscy zabiegali o jej względy, ale to mnie udało się koniec końców ją poderwać. Chodziliśmy ze sobą od dwóch tygodni, ale ciągle na nic mi nie pozwalała. Oczywiście - macanko było, całowaliśmy się z języczkiem, ale na tym koniec. Nie wiedziałem co robić, aż w końcu od jej kumpeli usłyszałem, że alkohol bardzo dobrze na nią wpływa - po nim świruje i dużo łatwiej ją namówić. Wprosiłem się więc na imprezę do rozrywkowego znajomego i zaoferowałem, że załatwię alkohol. Zebrałem pieniądze od zainteresowanych i w dzień imprezy pojechałem do sklepu w sąsiedniej dzielnicy. Podrabiany dowód miałem ze sobą, ale tam i tak nigdy nie sprawdzają. Z resztą miałem już prawie osiemnastkę i prawo jazdy. Monikę zabrałem ze sobą, ale czekała w wozie, kiedy ja poszedłem po zakupy. Skompletowanie całego zamówienia z listy zajęło mi trochę czasu, więc kiedy wyszedłem zdążyło się już ściemnić. Wracałem do auta z siatami wypełnionymi butelkami, kiedy zobaczyłem, że przy oknie pasażera stoi jakiś koleś. Nie nachyla się, tylko właśnie stoi - przodem do auta, patrząc gdzieś w przestrzeń ponad dachem. Nachyliłem się, żeby zobaczyć o co chodzi i zajrzałem do wnętrza przez przednią szybę. Stałem dość daleko, ale widziałem wyraźnie, jak Monika, siedząca na siedzeniu pasażera obciąga temu kolesiowi przez okno. Stał tuż przy drzwiach, z rozpiętym rozporkiem, opierając łokcie na dachu mojej fury, a ta suka robiła mu loda, chociaż mojego fiuta nie chciała nawet dotknąć. Pracowała głową w przód i w tył, a gostek tylko jęczał cicho. W pewnym momencie rąbnął rękami w dach, wyprężył się, po czym odsunął od samochodu, a Monika wypluła to, co miała w ustach wprost na asfalt parkingu. Gość powiedział coś do niej, po czym nie oglądając się za siebie odszedł. Wtedy ruszyłem. Wrzuciłem siatki na tylne siedzenie, usiadłem za kierownicą i ruszyłem z piskiem opon. Monika wyglądała na zaskoczoną, ale kątem oka widziałem jak wyjęła lusterko i przyglądała się swojej twarzy, po czym poprawiała coś chusteczką. Pewnie się rozmazała - dziwka. Podjechałem na tyły starej fabryki, zaparkowałem pod murem i wyciągnąłem z tyłu butelkę. Na chybił-trafił. Tequila - może być. Podałem Monice.
- Pij - powiedziałem.
- Co? Czemu?
- Robimy sobie "beforkę". Pij.
- A Ty?
- Ja muszę nas zawieźć na miejsce. Chyba nie chcesz, żeby nas zatrzymały gliny? Pij sama.
Monika nie pytając o nic więcej pociągnęła łyk. Oczy jej się zaszkliły, ale pociągnęła drugi i opuściła butelkę. Delikatnie chwyciłem denko i uniosłem do góry. 
- Pij jeszcze - powiedziałem.
Posłusznie upiła jeszcze dwa mniejsze łyki, po czym zakrztusiła się.
- Pij śmiało - nie ustępowałem.
- Nie chcę.
- Masz już dość?
- Tak!
- To teraz ssij - to mówiąc rozpiąłem rozporek.
- Zwariowałeś?
- Obciągnij mi tak, jak temu kolesiowi na parkingu. No już. Dalej!
Przez chwilę patrzyła na mnie z nienawistnym wyrazem twarzy, ale potem nachyliła się i wzięła mojego sztywniejącego chuja w usta. Od razu głęboko. Musiała mieć wprawę, bo wbiła go sobie prosto do gardła. Nie znała umiaru - ssała go i obciągała bez wyciągania z ust tak długo, aż się spuściłem. Chciała wypluć, ale jej nie pozwoliłem.
- Jemu wyplułaś, ale ze mną chodzisz. Moje spusty będziesz połykać. Skoro ssiesz każdemu kto chce, to niech chociaż to będzie wyjątkowe.
Połknęła. 

Tak właśnie wyglądał nasz pierwszy raz. Potem było wiele kolejnych, a Monika okazała się prawdziwą szmatą. Tylko, że teraz była to moja szmata. Dzisiaj jest moją żoną, ale nadal pozwalam jej czasem obciągać nieznajomym na parkingu. Zawsze kończą w ustach, a ona zawsze posłusznie wypluwa...

Brak komentarzy: