Jest u nas w firmie jeden ambitny. Pracuje od niedawna i nazywa się Michał. Od samego początku, kiedy tylko pojawił się w firmie, starał się bardziej niż inni. To trochę denerwujące, kiedy nowy tak podlizuje się szefostwu, zostaje po godzinach, zgłasza się do każdego dodatkowego projektu. Nawet nie był zbyt zdolny, tylko diablo pracowity. Żartowaliśmy z niego, że nie ma domu, żona brzydka i nie chce do niej wracać, że pracoholik. Po miesiącu nadal z nami nie rozmawiał, tak pochłaniała go praca. Przestaliśmy się więc krępować, uznając, że skoro on nie uczestniczy w dyskusjach, to będziemy uznawać, że go niema. Obgadywaliśmy go więc całkiem jawnie, aż w końcu musiał zareagować. Zaczął powoli się z nami integrować, ale nadal był z boku. Nie spotykał się z nami po pracy na piwo, często zostawał po godzinach... Dogryzaliśmy mu więc coraz bardziej. Jak wspomniałem - nie był zbyt zdolny, więc pracując normalnie osiągałem podobne wyniki jak on, zostając dłużej. Kiedy więc zwolniło się wyższe stanowisko w dziale, walka o awans była wyrównana. Wtedy nastała majówka i coroczny piknik dla załogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz